Lola
rozsiadła się wygodnie na kanapie i z głupim uśmiechem pomachała wszystkim
zgromadzonym.
– Długo nas
tu nie było… Aż zdążyłam się stęsknić…
– Ostatnio
to ty tylko tęsknisz za marmoladą – odgryzł się Ramsey, wszedłszy do pokoju z…
uwaga, fanfary, marmoladą.
– No siema,
siema – zawołała Iza.
– Lola, ty
na serio jesteś w ciąży? Czy tylko udajesz przed Aaronkiem? – spytała się
Marta.
– Siemka –
przywitał się Javi, jakby zgaszony entuzjazmem Marty.
– Elo –
mruknął Torres, przeżuwając sezamka.
Lola
westchnęła z politowaniem, spojrzawszy na wyraźnie zaokrąglony brzuszek.
– Mój
neurolog twierdzi, że tak.
– Ginekolog – poprawił ją Ramsey, chowając twarz w
dłoniach. Po chwili jednak wrócił do wyszczerzu godnego idioty… A nie, po
prostu Aarona Ramseya. – No siema wam.
– Macie coś
do jedzenia? – zapiszczała Marta. – Będę cioooooooocią – pobiegła do Loli ją
tulić.
– Sezamki! – krzyknął w
odpowiedzi Torres, uśmiechając się szeroko.
– Fuj, a coś bardziej konkretnego ?– włączył się do rozmowy Javi.
– Nie duś! – odpiszczała
Lol. – Poza tym, jaki ja bym miała
interes wkręcać Aarona?
– Marmoladę.
– I paluszki cebulowe –
wtrąciła Iza.
– A tak swoją drogą, sis, jak się czuje Iker? – dodała jakby nawet z troską.
– Wina hormonów –
skwitował Ramsey.
– Iker, phi, chodzę z Javim! Poza tym, 3 miesiące pauzy.
– A nie macie czegoś konkretniejszego? – zapytał się Javi, bo Marta zapomniała o swoim głodzie.
– Macie trójkąt! –
zapiała Lol. – My też swego czasu
mieliśmy!
Aaron
warknął z wściekłością:
– Bogu dzięki, że to nie jego dziecko!
– Ciasteczko? –
zaproponowała Iza, podstawiając Javiemu pod nos talerz ciastek.
– Tak, dzięki.
– Hmmm… Ramsey, przynieś Javiemu kiełbasę! – warknęła na niego Lola, udając, iż wcale nie słyszy kolejnej
uroczej sugestii Walijczyka. – I MI
TEŻ!
– Czyje dziecko? –
wtrącił się Torres.
– Ramseya, na mojego pecha. Jak będzie miało gust i talent po
tacie, pieprznę się z wieży Ajfla –
prychnęła Lola.
– Sis, nie przesadzaj, Aaron to uroczy młodzieniec – wtrąciła się Marta.
– A czyje mogło być? –
nalegał Piegowaty.
– Jakby miało talent Tyczki, samo by się z tej wieży pieprzło – odgryzł się Aaron, wróciwszy z
kiełbasą, którą podetknął Javiemu pod nos.
– Dzięki – mruknął
Hiszpan z Baskonii.
– Sis, urocza to jestem ja. On jest nieogolony – i tutaj L. zaczęła chichotać jak nawiedzona.
– Znowu?
– Max zabrał do Paryża wszystkie maszynki. Że niby dla Zlatana – westchnęła Lola, podgryzając kiełbasę
maczaną w marmoladzie. – Jak ja
kocham żywiecką i truskawki. Skusi się ktoś?
Wymowne
spojrzenie Aarona mówiło wszystko.
– Ja! – krzyknął Torres.
– Ja, ja, ja! –
przypomniała sobie o głodzie druga z bliźniaczek. Jakkolwiek chyba nie brzmi to
zbyt logicznie, bo bliźniaczki są zawsze dwie, nie?
– Dobra ta kiełbasa! –
skomplementował Javi.
– Częstujcie się –
rozszczerzyła się Lol. – Wiecie,
przywieziona z domciu!
– A podobno tylko Lol jest w ciąży – westchnął na to Rambo.
– Sugerujesz coś? –
zapytała się mądrzejsza z sióstr Aarona.
– Kiełbasę. Z marmoladą –
burknął ten.
– Aaronie Ramseyu, mów, co myślisz! – warknęła Polka.
– To on myśli? –
szczerze zdziwiła się Lola, po czym –
klasycznie już dla siebie – zaczęła
głupio chichotać.
– Możliwe, że nie… –
zwątpiła Marta.
– Ciekawe, kogo dziecko by to było – zadumał się jej baskijski chłopak. Biedny Iker, Marta rzuciła go
dla wiecznie nieogolonego zdrajcy narodu Basków.
– Zrobił mi dziecko, na Boga! –
prychnęła Lol. Widocznie od chwili odkrycia ciąży jakoś nieszczególnie była
piłkarzykowi od siedmiu boleści za ową wdzięczna. Co się dziwić, kilogramy
pojawiły się nagle i po diable.
Chociaż
żaden Diabeł w jej ciąży akurat palców – czegoś innego – nie maczał.
– No chyba nie tej brazylijskiej tyczki – warknął Ramsey.
– To te dziecko jest Aarona? Gratuluję, chłopie – Javi klepnął Aaronka po plecach.
– Też nie podejrzewałam, że odkryje, jak się robi dzieci – zaszydziła L. Aaron spąsowiał, ale co
mu tam, uśmiechnął się po chwili triumfalnie:
– Moje, bo czyje niby?
– Nooo, wiesz… – siostra
ciężarnej była zmieszana. Wyraźne. Wszak reputacja swoje robi, podobnie jak
skłonności do sypiania z... cóż, z kim popadnie.
– Eeeej – zajęczał
Fernando. – A co myślicie o mojej
fryzurze? – wywalił ni stąd ni
zowąd, nie zwracając uwagi na niezwykle ciekawy temat o dzieciach.
– Nikomu się ona nie podoba, nie przeszkadzaj – mruknęła siedząca obok niego blondynka.
– Ale mówiłaś, że mi ładnie.
– Mówiłam, że ci lepiej niż w tej zabójczo oczojebnej jajecznicy,
jaką sobie sprezentowałeś tuż przed ścięciem. Między innymi dlatego kazałam mu
te kudły obciąć – wytłumaczyła Iza.
– Dobra, ty już się wypowiedziałaś. Jak podoba się moja fryzura
reszcie społeczeństwa?
– Mi się nie podoba, Wyglądasz jak pała z więzienia – Marta nie owijała w bawełnę. W
gruncie rzeczy, żadna nowość.
– Wiesz, stary, ja nic do niej nie mam – przyznał się Javi. W Monachium musieli chyba zacząć biednych
piłkarzy posyłać na zajęcia z dyplomacji, niekoniecznie z języka niemieckiego.
– Też bym wolała mieć małego Andrade – przybiła siostrze piątkę L., domyślając się w mig, o co chodzi. – Przynajmniej umiałby grać w piłkę i
miałby urocze siostry… – i tutaj się
rozmarzyła na amen.
– Torres, masz sezamki? –
Ramsey słusznie wyminął temat fryzury i pewnego Brazylijczyka.
– Źle ci tak. Wolę jajecznicę. Tak w ogóle… Zjadłabym jajecznicę.
Na smalcu. Z boczkiem... – dodała
Lola, nie zważając na fakt, iż uprzednio wcisnęła w siebie około kilograma
kiełbasy z wielkim, mniej więcej półtora litrowym słojem marmolady o smaku
truskawek. Bo czy ona z tych truskawek była, to inny temat.
– I z pomidorami –
rozmarzyła się Marta.
– Jedyny Javi umie docenić prawdziwe piękno! Nie, Aaron, nie mam
sezamków. Chyba, że powiesz, że jest mi dobrze w krótkich włosach!
– Jak zrobicie, to i z pomidorami – Lol jej zawtórowała.
– Ciekawa jestem, kto nam zrobi –
zaśmiała się jej siostra. Głośno, wyraźnie, bardzo sugestywnie.
– Mogę ja? –
Javiemu zaświeciły się oczy, po czym podreptał do kuchni.
– Jest ci debilnie –
skwitował Ramsey. – Lol, gdzie
schowałaś ostatnią partię sezamków? –
zapytał, ignorując znaczące spojrzenie Loli.
– To już nawet Javi bardziej dba o nasze dziecko niż ty…
– Javi spełnia wszystkie moje zachcianki – uśmiechnęła się blondynka. –
A to też można podciągnąć pod nią, soł…
– Poza tym, zrobiłem to dla Izy! Cały czas powtarzała mi, że jestem
stary, to się odmłodziłem – dodał
Torres.
– Wolę cię starszego –
mruknęła blondynka, sięgając po sezamka kurczowo trzymanego przez Torresa.
– Ty nie zasłużyłaś –
mruknął ten i wyrwał jej sezamka, zjadając go. – A ty, Ramsey, się nie znasz!
– Iza, a nie mogłaś kupić mu czarnej farby po prostu i zafarbować w
nocy? – nagle obudziła się Lola. – Torres, nie wierzę, ale aż ci
przytaknę!
– Torres, i tak wyglądasz młodo –
przyznała Marta
– W sumie planowałam to! Przynajmniej nie byłby taki rudy jak teraz
– mruknęła Iza.
– Rudy, hahahahhahah –
nie mogła druga blondynka.
– Zaczynam tęsknić za moimi Baskami – zasmuciła się głupiutka siostrzyczka, kiedy Ramsey wymaszerował
obrażony w poszukiwaniu sezamków.
– Jak tam jajecznica, słońce moje, Javi? – zapiała Marta. Jakby na złość. Albo przez przypadek. Nieważne.
– Zaaaaraz będzie! –
odkrzyknął.
Istotnie, po
kilkudziesięciu sekundach Martinez przyniósł do salonu tackę z sześcioma
porcjami jajecznicy. Parującej. Z pomidorami, bekonem, na masełku.
– Weźcie się – prychnął
Fernando. – Ramsey, nie znajdziesz
ich, nie męcz się – krzyknął w jego
stronę.
– Awwwww – znowu zapiała
jego prywatna dziewczyna, całując Baska w usta. – Dziękuję.
– Chciałam na smalcu –
westchnęła L., ale zabrała się natychmiast za pałaszowanie. – DOBRA!
– Smalcu nie było –
posmutniał Javi.
Chwilę
później jednak znów jej się wzięło na doła. Pieprzone hormony.
– Ten cholerny Ramsey to już nawet się o mnie nie stara – zachlipała nad talerzem. – Zmajstrował dzieciaka, to myśli, że
już nie musi….
– Mmmm, pyszne, kochanie –
zaczęła, znowu, słodzić Javiemu jej droga, mądrzejsza i posiadająca jaśniejsze
włosy siostrzyczka.
– Tacy są faceci –
mruknęła Iza.
– Nie martw się, sis, zadzwonię po Maxa? – wpadła na pomysł Marta.
– Aż mam ochotę mu oznajmić, że to nie jego dziecko! – zawołała głośno rozżalona
szatyneczka. – Max odwala rodzinne
obowiązki – dodała.
– TO KOGO, KURWA? – znowu
dopytywała się wybranka jedynego Baska z towarzystwa. I jedynego mniej-więcej
normalnego faceta, ale o tym ciii! – Eh
– dodała. – Dzieciaty, to odwala.
– JAK TO NIE MOJE DZIECKO?! –
zawył z kuchni, a może łazienki –
kogo to obchodzi? – Walijczyk.
– TWOJE, KURWA! I WŁAŚNIE TEGO NAJBARDZIEJ ŻAŁUJĘ, ŻE TWOJE! – odwarknęła mu przyszła matka. – A mi bez niego tak źle…. Ale
dziewczynki są słodkie!
– Są, są, są, ale moje i Javiego dzieci będą słodsze – rzuciła Marta.
– Najpierw się ich doróbcie –
wystawiła jej język. – Bo ja już za
parę miesięcy będę mieć małego Ramseya.
Po chwili
smutnej ciszy dodała:
– Ej, a tak w sumie można sfałszować testy na ojcostwo?
– To będzie… dziwne –
przyznała Marta, mając na myśli małego, rozwydrzonego Ramseya. Chyba.
– Nie wiem – przyznał
również Javi, choć on chyba akurat na myśli miał testy na ojcostwo. Ale na
pewno miał myśli, co było dość wątpliwie w przypadku dwóch pozostałych panów z
towarzystwa. – Ale, misiu,
chciałabyś mieć ze mną dzieci? – aż
zaświeciły mu się oczy.
– Można – oznajmił
pewnym głosem Torres.
– Torres, co ty taki obeznany? –
kichnęła Marta.
– KURWA, TAK! – zapiała
Lola. – TAK! TAK! TAK!
– No to Max będzie miał więcej obowiązków – powiedział z politowaniem Javi.
– Tak, że ci niosę kilogram korniszonów? – zapytał z kuchni –
łazienki? – Ramsey.
– Milcz, Ramsey.
– Eee… – zawiesił się
Fernando. Iza popatrzyła na niego z uniesioną brwią, wyczekując odpowiedzi. – No tak tylko… Czytałem. Kiedyś.
– Taaak, Javi, chcę! –
zapiszczała blondynka.
– Pomyśl, jaki piękny będzie jego mały obowiązek – rozmarzyła się Lola. – Iker będzie niepocieszony – dodała po chwili.
– Będzie miał orzechowe oczy… Już to widzę – zawtórowała jej siostrzyczka. Jednak te więzy krwi to fajna
sprawa.
– To Max ma orzechowe oczy? –
zdziwiła się Lola.
– Chodzi ci o Muniaina czy Casillasa? – Marcie było wszystko jedno, bo nie czaiła, o co chodzi w tej
rozmowie. A to akurat była nowość. – Nie
wiem. Ale ty nie masz? –
zreflektowała się.
– Kochanie, a ty? –
zwrócił się w kierunku Izy Torres.
– Zapomnij – syknęła
blondynka.
– Czemu?
– Nie lubię dzieci. Chcesz bachora, to sam sobie zrób, mnie w to
nie mieszaj!
– Młody jest za młody na dzieci przecież! – prychnęła Lol. – O
Casillasie mówię. Nie wierzę, że już go nie kochasz! – po czym chwila ciszy na namysł. No bo a nuż przez te hormony
zatruty przez opary lakieru do paznokci i głupoty Ramseya mózg Loli zaczął
działać? – W sumie chyba mam.
– Izia, serio? Pomyśl o maluchu, wykapanym Fer, o pięknych oczach i
słodkim spojrzeniu… – i tu nastąpił
klasyczne rozmarzenie.
– Marta, ekhem, nie za bardzo fantazjujesz:? – przywołał ją do porządku Martinez.
– Nie.
A potem
wrócił już Ramsey ze słojem korniszonów i nawet Lol pozwoliła się cmoknąć w
skroń bez warknięcia, co w sumie było nowością. Widocznie pragnęła tych
ogórków. No bo raczej nie Ramseya czy jego ust śliniących jej twarz.
– Javier, czyżbyś był zazdrosny? – zakpił.
– No właśnie. Takie to piękne dziecko będzie! A Iker, hm, cóż, jest
niesprawny – powiedziała, co
zabrzmiało dosyć dwuznacznie.
– Właśnie. Pomyśl o małym mnie –
wtórował Fernando.
– Jeszcze jednym małym, rozdartym miłośniku sezamków, który nie
będzie mi dawał spać w nocy? Nie, dzięki.
– Może. Trochę. Tak. Cholernie –
odpowiedział Bask.
– Jesteście słodcy, Izia –
skwitowała Marta.
– Dziękuję – uśmiechnęła
się blondynka.
– Przekurewsko słodcy –
dodał Ramsey. – Torres i tak nie
podołałby ojcostwu.
– Nie ma za co – jebnęła
smajla Marta. Trochę było to w stylu Loli, ale co tam!
– Nie staje mu? – Lol
oczywiście nie zczaiła, o co z niepełnosprawnością biega.
– Podołałbym bardziej niż ty, Ramsey – warknął Nando.
– Siostra, nie przy Javim!
– Javi, żeby jeszcze było o kogo – odparł Ramsey w ramach pocieszenia. – Torres, wykąpałbyś to dziecko w wodzie utlenionej.
– Ale czemu? Mówisz, że niepełnosprawny. No to jestem zdziwiona, bo
w sumie ostatnio chyba nie narzekałaś.
– LOLA! – warknęła Marta,
bo L. nie zdawała sobie sprawy o niestosowności wypowiadanych przez nią słów. W
sumie... to była Lola, więc czego siostra po niej oczekiwała? Inteligencji?
Niedoczekanie pańskie.
– MA ZŁAMANĄ RĘKĘ! –
sprostował Javi.
– Tak, skarbie? – Lola
uśmiechnęła się cudownie, wziąwszy gryza korniszonów. – Tak w sumie mam ochotę na nutellę. Ramsey, zapierdalaj po
nią!
– Ale nie ma w domu –
wytknął jej Walijczyk.
– No to zapierdalaj do Mario po nutellę!
– Balotelliego? –
zdziwił się Ramsey.
– Jasne, kurwa, bo on prowadzi sklep spożywczy.
– Ja pierdolę… – odparła
zrezygnowana M.
– Aaaaaa-haaaaa. No to bez ręki w sumie bez różnicy. Jak mu staje,
to jest gites – oświadczyła
szatyneczka z tym swoim galowym uśmieszkiem z serii "Jestem głupia, nie
oczekuj po mnie mądrych rzeczy".
– Ja na miejscu Loli obawiałbym się o geny. Twoje dziecko nie
będzie zbyt inteligentne – mówił
Fernando. – Jak widać, zresztą.
– A kto mówił, że to na tysiąc procent jego dziecko? – zapytała Lol, kiedy przerażony Ramsey
wyleciał z domu
– Lola, proszę, nie przy TAKIEJ publiczności – jęknęła Marta.
– Lubię Javiego, swego czasu z nim spałam, sis.
– SIOSTRA! – nastąpił
wybuch.
– Lola, nie powinnaś tego mówić –
pokiwał głową Javi, przytulając szlochającą dziewczynę. – Ona jest bardzo wrażliwa. Ona chciała się zmienić. Dla mnie – powiedział z triumfem.
– Lola uwielbia opowiadać o swoich byłych – zironizowała Iza, zerkając znacząco na Lolę.
– A kto was, kurwa, poznał?! –
wybuchła również i Lol. – Biedna,
ciężarna Lola! – zawołała, po czym
zginęła się z bólu. – Ten bachor to
musi być mały Ramsey, kurewsko mnie kopie –
warknęła.
A był to już
z szósty miesiąc ciąży, więc co w tym dziwnego, że owy bachora – Ramseya czy
nie Ramseya, najmniej to ważne – kurewsko kopał?
– Przez ciebie Marcia znowu płacze. I pewnie dzisiaj znowu będzie
ryk po DPM.
– Masz coś do moich byłych? Lubię ich wszystkich, z większością
utrzymuję dalej kontakt!
– Jaki kontakt?! –
przeraziła się Iza.
Na samo
wspomnienie DPM sama się zasmuciła.
– Ale Max mówił, że mam mu nigdy czegoś takiego nie zrobić
naprawdę… A tutaj mam mieć bachora z Ramseyem… chyba… Telefoniczny.
Ale smutna
była dalej.
– No ja mam nadzieję! –
zawołała blondynka, przysuwając się bliżej Torresa.
– Ej, sis, nie rycz. Mnie też chce się płakać – uśmiechnęła się ciepło, gładząc po wydatnym brzuchu. – Nie przespałabym się z Torresem za
nic w świecie! Nie w tej fryzurze, nie z tym ryzykiem, że mnie pobijesz, Iza!
Patrząc, jak
Marta nadal płacze, Javi wziął ją na ręce i odniósł do sąsiedniego pokoju,
mrucząc pod nosem:
– A co, jeśli ja jej też zrobiłem bachora?
Bo
dziewczyna się nie odezwała.
– No – Iza uśmiechnęła
się triumfalnie. – W sumie na coś
się to twoje bezwłosie przydaje –
zwróciła się do Fernando.
– Odstrasza potencjalne kandydatki – przyznał Javi, wróciwszy samotnie.
– Kto komu zrobił bachora, Martínez?! – wydarła się Lol. – Ja
tutaj mam depresję przedporodową, chyba zamknę się w łazience i poczekam, aż
Max skończy rodzinne wizyty… –
westchnęła, po czym zaczęła płakać jeszcze bardziej nad słojem ogórków
– No, Ramsey na pewno tobie. I nie jestem pewien, czy ja Marcie.
– To ja pójdę do tej łazienki po testy ciążowe, jakieś chyba nam
zostały – uśmiechnęła się
delikatnie. – Prawdopodobnie Ramsey!
– sprecyzowała Lola. Te łzy szybko
jej ustąpiły.
– Co ja? – zapytał Azza,
pojawiając się wreszcie w domu.
– Przyniosłeś mi nutellę ty.
– No tak.
– To co ty, kurwa, stoisz?! Przynieś mi do niej łyżkę! I test
ciążowy dla Marty.
– Marta śpi – oznajmił
beznamiętnie Javier.
– Ale test się wam przyda. A niech śpi. Jaaaavi? – zapiała Lola.
– Iza, chcę dziecko! –
zażądał Fernando.
– To sobie zrób –
prychnęła dziewczyna.
– Chcę z tobą.
– Ale ja nie chcę dziecka. Nie teraz.
– To kiedy?
– Trochę ci zejdzie, zanim mnie przekonasz.
– Sí, querida? –
odpowiedział Bask.
– Torres, nie umiesz robić dzieci – odgryzł się Ramsey.
– Umiem. Tylko ona nie chce!
– A nie tęsknisz za mną niekiedy z tego Monachium? – po czym uśmiechnęła się przeuroczo.
Ramsey nie zaprotestował, chyba nie chciał dostać wielkim słoikiem nutelli w
łeb. Albo ogórkiem w nutelli.
– Nie umiesz. Ja nie pytałem L., czy chce.
– Nie – odpowiedział
lakonicznie – Obiecałem Marcie.
– Iza jest bardziej uważna niż Lola. Nie da się dotknąć, dopóki się
nie…
– Zamknij się – Iza
walnęła go łokciem w żebra.
Z pokoju
wyszła rozkudłana jak zwykle Marta.
– Czemu się tak, kurwa, tu drzecie? Nawet pospać nie można! – ryknęła.
– Dołujesz kobietę w szóstym miesiącu ciąży i… – i tu Lola przerwała, bo weszła jej siostra. – Już się wyspałaś?
– Torres, ty nie wiesz, co to gumka. Już bardziej gumka wie, co to
Torres – dopiekł mu Ramsey.
– Ramsey, proszę cię. Twoje żarty nawet śmieszne nie są – mruknął Fernando.
– Nie. Ale piszczysz na cały Londyn, jakkolwiek wielki on jest – warknęła Marta, wtulając się w
wielkie objęcia swojego faceta. Cóż, najwyższy był ze wszystkich tu
zgromadzonych.
– Mnie bawią – Lol po
raz pierwszy od dawna stanęła w obronie biednego piłkarzyka Złomu.
– Bo masz słabe poczucie humoru.
– Bo jestem, kurwa, w ciąży! Wolno mi – prychnęła szatyneczka. –
Javi, chcecie ten test? – a po
chwili dodała: – Spierdalaj, Torres.
Jesteś słaby w łóżku.
– Chyba cię coś po…. –
odpowiedziała zła.
– A skąd ty możesz o tym wiedzieć?
– Dajcie ten test – Javi
był spokojny. Wśród tych ludzi to spory sukces.
– JAKI TEST?! – ryknęła
Marta.
Coś jej,
widocznie, było. I nie wiadomo, czy to był zespół napięcia przedmiesiączkowego,
czy owa ciąża.
– A nie wolno? Wolno, ja mam rodzić! Przez dziurę wielkości szpilki
mam wydobyć na świat coś o rozmiarach dorodnego arbuza! – unosiła się dalej Lola, Ramsey zaś, całkowicie ją ignorując,
podał test.
– Obyście wiedzieli, jak to działa.
Po kilku
minutach krzyku Lol się zorientowała:
– Bo z tobą swego czasu spałam!
– No ale od "swego czasu" trochę tego czasu minęło.
– Ryczeć będziesz na porodówce –
Marta była zła, baaaaardzo zła. – Mam
nadzieję. O CO KAMAN Z TYM TESTEM?! –
dodała.
– Na porodówce, kurwa, to sam Ramsey będzie parł! Ten jego bachora
boleśnie kopie!
No i
wyjaśnił się powód jej krzyków.
– Swego czasu nie oznacza, że jesteś lepszy. Jesteś kiepski, bo nie
umiesz zrobić Izie dziecka
– Maxwell też był od kopania –
odciął się Javi, podłapując humor Marty.
– Kurwa, Iza, chodź, zrobimy sobie dziecko, bo mnie zjedzą.
– Nie!
– Widzicie? To nie moja wina, że nie mamy dziecka!
– A zresztą, idę do łazienki –
oznajmiła wszem i wobec Javi. – Max
nie kopał!
– Max to była Tyczka.
– Moja Tyczka! –
zaatakowała znów Lola, kiedy już z łazienki wróciła.
– Tyczka to była Tyczka –
Marta była nadal zła. – Sisi,
powiedz mi, o co chodzi z tym testem, Javi nie chciał – M. złagodniała.
Aaron
spróbował Lolę pocałować, ale ta tylko mu warknęła:
– Łapy precz – po czym
nagle się obudziła: – Javier, ty
baskijski zdrajco! Jak ty, kurwa, śmiałeś nas zostawić samych w głębokim
kryzysie?! Kurwa mać, powinnam cię za to skrócić, bynajmniej nie o głowę!
– Rychło w czas się obudziła –
skomentowałam beznamiętnie Ramsey.
– Była to dobry czas. Teraz to mój Max, który jako tako w tę piłkę
gra, a nie potyka się o własne nogi –
natychmiast złagodniała, jak na każde wspomnienie o Brazylijczyku. Facet musiał
mieć na nią zbawienny wpływ. Albo po prostu jej nie zapłodnił, tudzież umiał
myśleć, czyli wszystko to, czego Ramseyowi brakowało.
– Lols, spokojnie –
spróbował ugasić ją Javi.
– TŁUMACZ MI SIĘ TU, KURWA! PRZEZ CIEBIE I TYCH TWOICH ZAJEBANYCH
SZWABÓW MAMY KRYZYS I KONTUZJE! I MARCELITO SIĘ KŁÓCI Z ZARZĄDEM…. – i tak dalej.
– Torres, naprawdę nie umiesz robić dzieci.
– Umiem!
– I co ja mam zrobić? –
wzruszył ramionami Javi.
– Nie umiesz! Lol jest w ciąży, a Iza wciąż nie!
– Bo nie chce być!
– TŁUMACZYĆ SIĘ, KURWA MAĆ! –
darła się Lola.
– Lol też nie chciała. A jest. Po co ją pytasz o zdanie?
– Z CZEGO, KURWA? – darł
się Javi, bo nawet jemu nerwy już puściły. Cóż, w końcu kłócił się nie z byle
kim. Znaczy się, z kobietą w ciąży, na początku trzeciego trymestru.
– Bo się nie da dotknąć bez gumki. Nie rozumiesz ty tego? Spróbuj
jej zrobić dzieciaka, proszę bardzo. Nie da się!
– JA SIĘ PYTAM, O CO CHODZI Z TYM JEBANYM TESTEM, A WY MI NIE
ODPOWIADACIE!!!! – ryknęła
Marta.
– Z TYCH PIEDOLONYCH SZWABÓW! JOSU MÓWIŁ, ŻE CIĘ NIE PUŚCI!
OBIECYWAŁ MI, ŻE CIĘ TAM NIE PUŚCI! BUDZĘ SIĘ PIĘKNEGO RANKA I CO? TY JUŻ,
KURWA, W SZWABLANDII!
– Wiecie co? Jestem głodny –
wtrącił Ramsey. – Nie dotknę jej! To
ją spij, Torres?
– I CO? MAM SIEDZIEĆ W ZABITYM DESKI BILBAO, GDZIE GRA ZGRAJA
DZIECIAKÓW?!
– TAK, KURWA! MASZ SIEDZIEĆ! PRZYNAJMNIEJ LLORENTE MIAŁBY FORMĘ! I
DRUŻYNA BY SIĘ NIE SYPAŁA! A TY, KURWA, CO? TAKI DOROSŁY JESTEŚ?!
– Czemu mnie nie dotkniesz? Coś ze mną nie tak? – zaciekawiła się Iza, uśmiechając się
podejrzliwie.
– W sumie racja. Winka, kochanie? – spytał Torres.
– Bez urazy, Izo, ale jedno dziecko mi starcza – obdarzył ją najpiękniejszym z uśmiechów. – Lol, a fangirlowanie Athleticowi nie mogło ci się włączyć jutro?
– Jaki pewny siebie –
mruknął Torres poirytowany wesołym uśmieszkiem blondynki. – Dobra, Iza, dzisiaj cię zapładniam. Czy ci się to podoba, czy
nie!
– Ramsey, nie narażaj się –
warknęła ostrzegawczo. A potem zawyła z bólu, znów się kuląc. – W sumie to może mały Zlatan? – zamyśliła się głośno.
– CO, KURWA?!
– Milcz, Ramsey, ja tu myślę!… W sumie mały Zlatan jest równy
hajtnięciem się z dużym Zlatanem, soł…
– CO: CO, KURWA? – nie
zaczaił Javi.
– Nikt mnie nie słucha, idę spać – Marta wyszła z pokoju. Obeszło się to bez większego echa. Biedna.
– A jeśli hajtnęłabym się z dużym Zlatanem, miałabym w sumie
pretekst do przebywania na stałe z Maxem… –
kombinowała dalej Lol.
– CZYJE TO JEST, KURWA, DZIECKO?! – warknął Aaron.
– Sam sobie odpowiedz na te pytanie – odparł Javi.
– Jakie pytanie, Martínez? –
zaciekawiła się wybudzona z transu kombinowania L. szczególnie, że
wykombinowany pomysł jej się spodobał.
– Kto jest ojcem –
odpowiedział machinalnie.
– A według ciebie kto? –
zapytała złośliwie Lol.
– Ej, Torres, stajesz się niespiesznie mężczyzną! – zawołał Ramsey.
– Nie wiem – przyznał. W
telenoweli z serii "Kto jest ojcem dziecka Loli" niełatwo było się
odnaleźć. Biedny Ramsey.
Fernando
mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, a Iza siedziała z założonymi rękami i
wtrącała co chwilę, że nie będą mieli dziecka, dopóki Torres nie zmieni
fryzury.
– Torres, wina więcej –
poradził Aaron.
– Javier, na pewno nie twoje –
warknęła złośliwie Lola. – Ramseya,
bo czyje inne? Chociaż kopie prawie jak mały Ibrahimović.
– Się robi! – Fernando
nalał cały kieliszek wina i podał go Izie, która bez żadnych oporów zaczęła go
opróżniać.
– A przewrotkę zrobił? –
kpi sobie z niej otwarcie Bask.
– Ta, z czterdziestu metrów po błędzie zawszonego bramkarza City – prychnęła Lol.
– Jak to dobrze, że Lol jest w ciąży – doszedł wreszcie do tego Ramsey. – Przynajmniej nie pije.
– Lol jest w ciąży, a ja bym się chętnie napiła! – krzyknęła z drugiego pokoju Marta.
– Zrobiłeś jej ten test, Javi, zdrajco narodu baskijskiego?
– To chodź – zawołała
Iza.
– Nie – przyznał.
– Nie. Nie będę patrzeć na Lols –
burknęła.
– Czemu niby, sis? Ja tylko jestem w ciąży, na Mistrza! – zbulwersowała się Lola. – Javier, zrób!
– Bo mam cię dość, o! –
odburknęła.
– Ona nie wie, o co chodzi, Lols… – przyznał Hiszpan.
– Mnie?! Jestem tylko głupszą bliźniaczką w ciąży z dylematem, kto
jest ojcem mojego dziecka! –
zakrzyknęła.
– Ja jestem! – odparł
Ramsey.
– Dobra, mój błąd. Kto POWINIEN BYĆ ojcem mojego dziecka! Javier,
uświadom ją.
– Tak, ciebie.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł, Lols. Lepiej ty, ona jest na ciebie
i tak wystarczająco cięta.
– Spierdalaj, Martínez. Mam ważniejsze dylematy, czy będę ciocią,
czy nie. Tu się ważą losy mego dziecka! –
zakrzyknęła.
– Ono jest też moje –
przypomniał Ramsey.
– Do czasu!
– To nie. Dowiemy się za dziewięć miesięcy – burknął.
Lola
westchnęła z politowaniem. Ogromnym, po czym oznajmiła:
– Sis, zrób test ciążowy, co? I myślisz, że lepszym ojcem byłby Max
czy Zlatan?
– Test, jaki test? Max –
Marta była spokojna chyba po raz pierwszy od... bardzo dawna.
– Martuś, idź nasikaj na to –
podał jej test Javi. – Dla świętego
spokoju.
– Ciążowy, skarbie –
uśmiechnęła się kojąco Lola. O ile w ogóle tak można. – Czyli myślisz, że powinnam sfałszować test na ojcostwo, rozwieść
Maxa, zostać panią Andrade i żyć długo i szczęśliwie?
– Ok, misiaczku.
– Panie Boże, czemuś ty mnie nią pokarał? – zapiał cicho Ramsey, chowając twarz w dłoniach.
– Taaak, jestem za –
pisnęła z dala.
– TO DZIECKO JEST MOJE, DO KURWY NĘDZY! – zapiał wściekły Aaron. –
TYLKO MOJE! JESZCZE RAZ MI WSPOMNISZ O TEJ CHOLERNEJ TYCZCE, A COŚ MU ZROBIĘ!
L.
uśmiechnęła się z politowaniem, po czym wreszcie wtuliła w ramię piłkarza.
– Długo żeś się budził.
– Aaron, to było piękne –
rozmarzył się Javier.
– I jak zadziałało –
rozszczerzył się Walijczyk, przygarniając L. mocniej do siebie. – A mówiłem ci, sweety, że jesteś wciąż
śliczna?
No tak,
rzygofilnej sielaneczki ciąg dalszy. A już się zapowiadało na ślicznym, dłuższy
rozłamik, na jakiś kryzysik, czy coś w ten deseń. No bo co to by było za życie,
gdyby było wiecznie rzygofilne?
– Jaaaavi, chyba wpadłam do kibla! – krzyknęła Marta.
Lola
wybuchła śmiechem.
– Ty nic nie piłaś!
– Właśnie, Torres robi dziecko Izie, że znikli?
– Zniknęli, Aaronie –
pouczył go Javi.
– Nie. Jeszcze.
– Na razie tylko namiętnie dolewa mi wina – sprostowała Iza.
– A ty też nie odmawiasz –
dodał Piegus.
– JAVI! – pisnęła
blondynka.
– Namiętnie, to on może robić coś innego! – zachichotała Lola. –
Ale wiesz, Azza, Max lepiej całował mnie po szyi…
– Sí? – Baskowi nie
chciało się wstawać.
– Lola, na inne namiętności będzie czas później – odparł Fernando, kolejny raz
chwytając za butelkę.
Słuszna
sugestia spowodowała, iż Ramsey natychmiast zabrał się do roboty najlepiej, jak
potrafił.
– Już lepiej?
– O wiele – zapiała
cicho Lola. – Javi, uratuj mi
siostrę, jestem zajęta.
– Lols, osądź, co to jest –
przydreptała Martunia z testem.
– Sądzisz, że ja się znam na testach ciążowych? – zdziwiła się Lola. – Ja nawet w sumie nie wiem, czyje jest
to moje dziecko – po czym czule
pogłaskała się po wydatnym brzuszku.
– Torres, tylko nie spijaj do nieprzytomności – poinstruował Walijczyk.
– Tak, tak sądzę. Jesteś w ciąży – Marta spojrzała ze złością na Lolę, bo miała już dość tej głupoty
z jej strony. No ale po osobie pokroju ciężarnej szatynki chyba nie można
oczekiwać jakiejkolwiek, choćby niewielkiej inteligencji. – Napiłabym się.
– Oczywiście, że nie. Chociaż Iza ma mocną głowę, jej tak łatwo nie
ruszy – uśmiechnął się Nando.
– W sumie bycie w ciąży wymiata. Ustępują mi miejsca w metrze, jak
jadę do Davida na obiad –
rozszerzyła się znów szatynka. – I
co ci wyszło?
– Obyś wiedział, co robisz –
oświadczył Aaron z cieniem nabożnej prośby.
– Ale wiesz, Aaron, nasze dziecko będzie kibicowała Jedynemu
Słusznemu Klubowi – zaznaczyła nagle
Lola.
– Athletic czy United?
Chwila
ciszy.
– Dwóm Słusznym Klubom.
– Nie wiem. OSĄDŹŻE! –
krzyknęła Marta.
– IZA, WEŹ JEJ OSĄDŹ –
warknęła Lola.
– A ile jest kresek? –
spytała dziwnym, rozmiękczonym głosem blondynka.
– Weź to i luknij –
poleciła mądrzejsza z sióstr. –
Wytarłam.
– No ja widzę trzy –
stwierdziła ze śmiechem. – Będziesz
miała półtorej dziecka – zawołała.
– ŚMIESZNE – prychnęła Marta.
Lola zaczęła
się śmiać jak nawiedzona. Albo po prostu jak ona sama.
– Zadzwonię do Maxa, on osądzi!
– Pijana jest, nie słuchaj jej –
polecił Torres.
– Włączyła się jej ironia.
– No tak, Max się zna, ma 3 córki – kpiła dalej.
– A skąd wiesz, że nie cztery? –
prychnęła Lola. – Dzwonić, czy nie?!
– Ja pierdolę – jęknął
Javi.
– Kogo pierdolisz? Martę, prawda? – zapytała głupio L.
– To też – uśmiechnął się
zniewalająco.
Lol
westchnęła, po czym sięgnęła po telefon.
– Azza, sweetie, przyniesiesz mi szpinaku? – zapytała. Aaron poszedł więc, a Lola zaczęła dzwonić.
– Ja też chętnie zjem –
zreflektowała się Marta.
Najpierw
były trzy sygnały ciszy, a potem:
– Lola, skarbie!
– Awww, tęsknisz za mną!
– Baaardzo! Ale ty też?
– Baaardziej! A tak w sumie, weź mi powiedz, ile kresek ma na
teście Marta.
– Czyli jak zawsze dzwonisz, bo coś chcesz.
– Kocham cię, ale to ważne. Mów!
– A bo ja wiem? Lolcia, coś ćpałaś?
– W CIĄŻY, KURWA, JESTEM!
– Moje?
– Nie wiem! Ile kresek ma Marta?!
– Pięć i pół. Idź spać.
I się
rozłączył.
– Konstruktywna rozmowa, nie ma co – pokiwała głową blondynka.
– Widzisz, jak on o mnie dba –
zapiała Lola. – Kazał mi iść spać!
Pewnie Zlatan coś znów chciał…
– To daje… – zamyśliła
się Iza – …jakieś bliźniaki i trzy
czwarte – po czym idiotycznie
zarechotała.
– O, fajnie – ironizowała
Marta.
– Iza, idź rób dzieci, a nie filozofujesz! – warknął Ramsey, wracając ze szpinakiem dla Loli i Marty. – Co powiedział Max?
– Nic interesującego.
– A co z moim dzieckiem? Tylko Torres i Ramsey mogą robić? – zapytał się Javier.
– Javier, jak tak bardzo chcesz dziecka, to weź jej ten test
przetłumacz! – warknęła Lola. – Ramsey, całuj mnie!
– W takim razie, czy moja Marcia jest, czy nie jest zaciążona, biorę
ją i spróbujemy jeszcze raz! –
wymyślił Martínez. – Nie umiem. Do
widzenia – wziął dziewczę na ręce i
poszli do sypialni obok
– Do widzenia. Ramsey, idziemy się kąpać. Twój potomek mnie zmęczył
– prychnęła Lola, po czym i oni się
zmyli.
– Owocnego płodzenia! –
dodał jeszcze Aaron.
– To co? Robimy dziecko! –
postanowił Torres i zabrał Izę do sypialni.
– Bardzo śmieszne! –
krzyknął Javi. Nie ważne, że akurat miał zamiar się właśnie tym zająć.
*koniec
odcinka 5*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz